poniedziałek, 14 maja 2012

Rozdział VI


*Niall*

- no, to którzy mają najkrótsze? - zapytał zniecierpliwiony harry.
- sean i... liam - powiedział zayn, patrząc na słomki.
wybałuszyłem oczy. oni nie mogli iść razem. to będzie jakis armagedon.
- khh, no to spoko - prychnąl sean. musiałem coś zrobić.
- wiesz, sean, jesteś gościem, nie będziemy cię nadwyrężać, pójdę za ciebie - powiedziałem szybko.
- ale niall, nie ma...
- nie ma sprawy, idę. jakieś specjalne zamówienia? - nie dałem  dokończyć chłopakowi.
louis dał liamowi listę zakupów, założyliśmy buty i ruszyliśmy do sklepu.
- to.. kiedy wyjeżdża sean? - zapytał liam.
- nie wiem, może zostać ile chce. to mój przyjaciel. czemu tak się go czepiasz?
- nie czepiam się, jestem ciekawy.
- tsak, ciekawy. z ciekawości tak cały czas mierzysz go wzrokiem? - parsknąłem.
- boże, niall, daj spokój. czemu miałbym coś do niego mieć? wkurzył mnie tylko tym, że przez niego potrzaskałem talerz.
- a rano?
- co rano? - zdziwił się.
- prawie go nie zabiłeś wzrokiem, kiedy siedział przy stole.
liam nie skomentował. dalszą drogę przebyliśmy w ciszy.

*Liam*

na serio aż tak widać, że za nim nie przepadam? zresztą, to nie moja wina, że on zachowuje się jak idiota.  jednak zrobiło mi się trochę głupio, bo to w końcu przyjaciel nialla, zależy mu na nim.
- niall, przepraszam, że tak się zachowałem w stosunku do seana - powiedziałem cicho, gdy już wychodziliśmy ze sklepu.
- to nawet nie o to chodzi, liam. po porstu powiedz mi, czemu tak go nie lubisz? - blondyn popatrzył się na mnie.
- ja... nie wiem - skłamałem.
- no widzisz - nialler zatrzymał się na środku chodnika - ty go nawet nie znasz, a wyrabiasz sobie o nim zdanie. nie rozumiem cię. odkąd się poznaliśmy, nikogo nie oceniałeś od razu. ale to się zmieniło, jak widzę. przykro mi.
po tych słowach chłopak ruszył odwrócił się i ruszył nie czekając na mnie. łzy cisnęły mi się do oczu. musiałem go jakoś zatrzymać.
- niall! poczekaj! NIALL! - dobiegłem do niego, ledwo nie wypuszczając z rąk siatki z zakupami i chwyciłem go za nadgarstek.
- słucham - nialler odwórcił się niechętnie, a ja wziąłem głęboki wdech.
- gdy tylko sean przyjeżdża, olewasz chłopaków... mnie, spędzasz z nim mnóstwo czasu, wychodzisz z nim, pijesz z nim, on zajmuje moje miejsce przy stole, a ja... mnie to po prostu boli... kurwa, kocham cię, rozumiesz? - wypuściłem z rąk zakupy i zacząłem całować blondyna. znowu było mi tak dobrze.

*Niall*

- serio? - wychrypiałem, nie mogąc złapać tchu, gdy liam przestał mnie całować.
- serio, serio - liam spuścił głowę, podniósł siatki z zakupami i ruszył do domu. ja parę kroków za nim. musiałem pozbierać swoje myśli. no bo... to stało się nagle. cieszę się, ale... jakie ale? nialler, idioto, powinieneś skakać ze szczęścia, czemu tego nie robisz? no tak, bo zraniłeś osobę którą kochasz - rzuciłem do siebie w myślach. przez seana liam czuł się nieważny. muszę jakoś to naprawić.
- macie moje marchewki? - zapytał lou, gdy tylko przekroczyliśmy próg domu.
- tak, proszę bardzo, razem z całą resztą zakupów - liam podał lou torbę - a teraz przepraszam, położę się, trochę boli mnie głowa.
- okej. to co, zamawiamy pizzę i oglądamy jakiś film? - zapytał zayn.
- może być - rzuciłem.
cały wieczór upłynął nam na oglądaniu filmów. w końcu wszyscy rozeszli się do siebie. zostaliśmy tylko ja i sean.
- to co, jakiś klub? bo już trochę przysypiam - zapytał rozweselony chłopak, szczerząc się do mnie.
- nie, przepraszam, nie mam ochoty. chyba pójdę sprawdzić, co z liamem.
- o co chodzi?
- hmm? - zapytałem, nie wiedząc, o co chodzi.
- olewasz mnie dla niego.
- czemu tak mówisz? mój przyjaciel źle się czuję, a ja nie chcę go zostawić.
- niall, jest tu jeszcze 3 innych kolesi.
- ale żaden z nich nie przyjaźni się z nim tak jak ja. harry ma lou, a zayn.. ma zayna.
- czyli co, jest twoim najlepszym przyjacielem?
- no tak, i co z tego?
- ja zawsze byłem tym najlepszym. przykro mi niall, ale albo ja nim jestem, albo on.
- czy ty włąśnie każesz mi wybierać? - zapytałem, wybałuszając oczy.
- jak widzisz. - zapanowała cisza. przełknąłem ślinę.
- to... kiedy masz najbliższy samolot? - powiedziałem cicho. sean pokręcił głową i pobiegł do mojego pokoju. pewnie się spakować.­­­­

_______________________________

trochę głupio mi, ze tak długo nie dodawałam, przepraszam :C
ale leń + nie wchodziłam na notebooka, a tu mam cały blog zapisany.
obiecuję za tydzień dodać nową i dziękuję za tyle wyświetleń i komentarzy.
kocham was wszystkie razem i każdą z osobna <3

piątek, 27 kwietnia 2012

Rozdział V


*Liam*

nie powiedziałem mu prawdy, czemu tak na prawdę ciekawiło mnie, czy coś pamięta. bo co bym mu powiedział? "tak pytam, bo jestem ciekawy czy na serio mnie kochasz"? może mógłbym, ale najpierw sam musiałbym się dowiedzieć, co czuję. a nie mam najmniejszego pojęcia. no bo przecież jesteśmy przyjaciółmi... ale tak nie zachowują się przyjaciele. nie całują się, nie chodzą ze sobą po pijaku do łóżka i nie rumienią się na swój widok.
- liam, schodź, śniadanie gotowe - powiedział harry, wsadzając głowę do mojego pokoju.
- dobrze, już schodzę - odpowiedziałem, a głowa loczka zniknęła. założyłem kapcie i poczłapałem do kuchni. na dole byli już wszyscy. gdy zauważyłem, że sean siedzi koło niallera, na moim miejscu, coś ścisnęło mnie w żołądku. siedziałem tam zawsze, odkąd tu zamieszkaliśmy. nagle pojawił się on, siada na moim miejscu, zaraz pewnie gdzieś wyskoczy z niallem i znowu nie będzie ich cały dzień.
- halo? liam? wszystko ok? - zapytał zayn.
- tak, czemu pytasz? - rozkojarzony rozjerzałem się dookoła.
- no nie wiem.. bo lou już 3 raz cię pyta z czym chcesz naleśniki?
- o, przepraszam, zamyśliłem się. właściwie, to nie jestem głodny.
- jak to?! ja tu się tak męczę, a ty wyjeżdżasz z tekstem, że nie jesteś głodny?! - zaczął krzyczeć loui.
- no dobrze, wezmę jednego - wywróciłem oczami.
- dwa. z jakim dżemem? - wyszczerzył się lou.
- ech. z truskawkowym poproszę - westchnąłem i nalałem sobie kawy - dziękuję.
- siadaj, ja właśnie kończę - powiedział zayn, podnosząc się z krzesła.
- nie dzięki, zjem na górze - ruciłem, ostatni raz obrzucając wzrokiem nialla i seana, po czym ruszyłem na górę.

*Niall*

- on mnie nie lubi, co nie? - zapytał mnie sean, gdy już byliśmy u mnie w pokoju.
- co? czemu nie? - zdziwiłem się.
- no bo zawsze dziwnie się na mnie patrzy, prawie się nie odzywa.
- przesadzasz, ma chyba zły dzień, nie przejmuj się.
- nie, nialler, on zawsze się tak zachowywał. wczoraj, podczas moich ostatnich odwiedzin... co ja mu zrobiłem?
- nic. ale serio, pewnie tylko ci się wydaje. on jest na serio miły.
- nie dla mnie.
nie skomentowałem. sean poszedł do łazienki wziąć prysznic i się ubrać, a ja rozmyślałem o naszej rozmowie. zauważyłem, jak zachowuje się liam, ale nie chciałem tego komentować. w sumie, nie miałem jak. nie miałem pojęcia czemu tak jest.
- hej, blondi, idziemy dzisiaj wieczorem znowu do jakiejś knajpy, no nie? - zapytał sean, gdy wyszedł.
- nie wiem, nie chcę znowu zwalać się na głowę liamowi, tak jak dzisiaj w nocy.
- oj, daj spokój, nie przejmuj się nim tak.
- nie, sean, muszę, on jest moim przyjacielem - "którego kocham" dorzuciłem w myślach.

*Liam*

- CHŁOPAKI, NARADA! - wrzasnął harry z dołu. podniosłem się z łóżka, biorąc do ręki talerz ze śniadania. tak jest, całe przedpołudnie spędziłem w pokoju. nie miałem nastroju. wyszedłem z moich czterech ścian i ruszyłem na dół. usłyszałem śmiech nialla i zbieganie po schodach, a w następnej sekundzie ktoś popchnął mnie tak, że prawie się wywaliłem. zobaczyłem plecy seana, potem nialla.
- EJ! - ryknąłem wściekły - może byś trochę uważał, ciołku?
nawet nie zwrócił na mnie uwagi. zacisnąłem zęby i patrzyłem na rozrzucone po schodach kawałki talerza.
- chodź, pomogę ci to potem posprzątać - rzucił zayn i pociągnał mnie za rękę.
na dole byli już wszyscy. sean, nialler i harry siedzieli na kanapie, lou stał, a ja i zayn usadowiliśmy się na fotelach. zmierzyłem tego sukinsyna, seana, wzrokiem.
- otóż panowie, zebrałem was tutaj, ponieważ stała się rzecz straszna - powiedział oficjalnym tonem boo bear - skończyły się moje marchewki.
wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- a co nam to tego, lou? - zapytał rozbawiony harry.
- no wiecie, jesteśmy przyjaciółmi.. pozatym kończą też się bułki, cukier, trzeba by było kupić jakieś soki...
- to czemu po nie nie pójdziesz? - przerwał zayn.
- ponieważ ja byłem ostatnie 4 razy. teraz kolej któregoś z was.
- nie ja! - krzyknęliśmy wszyscy chórem.
- tego się spodziewałem - lou wywrócił oczami - mam słomki. dwie najkrótsze ruszają do sklepu.
przytaknęliśmy.
__________________________________________________________

tak, tak wiem, krótko, przepraszam, dłużej nie potrafię :c
nie mam kompletnie chęci do pisania, zresztą teraz majówka i takie tam, nie mam za bardzo czasu (:
dziękuję za taką ilość komentarzy i liczbę wyświetleń, kocham was *:
miłej majówki :D

piątek, 20 kwietnia 2012

Rozdział IV


*Niall*


- chłopaki, wychodzimy z seanem - rzuciłem, zakładając moje trampki. 
- gdzie? - zapytał zaskoczony liam, wychodząc z kuchni. 
- idziemy do jakiegoś baru, trochę zabalować.
- sami? ale gdzie?
- jezu, liam, nie wiem, znajdziemy jakiś na pewno - wywróciłem oczami.
- ale robi się już ciemno...
- boże, mam już prawie 19 lat, poza tym, co miałoby się niby stać? idziemy, narazie - zniecierpliwiony narzuciłem na siebie bluzę i wyszedłem z seanem z domu. 
- ej, czemu on się ciebie tak czepia? - zapytał mój przyjaciel, unosząc brew - zachowuje się jak psychiczny. 
- nie przesadzaj. on się po prostu martwi. jak zawsze. nieważne, to gdzie idziemy? - powiedziałem, aby zmienić temat. chciałem chociaż jeden wieczór nie myśleć o liamie. 
- nie wiem, to ty tu mieszkasz - zaśmiał się sean, a ja postanowiłem pójść do baru, do którego przeważnie chodziliśmy z chłopakami.  trochę tam posiedzieliśmy, po czym wróciliśmy do domu. 
- sshh, bo obudzisz chłopaków - rzuciłem, waląc w ramie chłopaka. obydwoje byliśmy nieźle wypici.


*Liam*


nie mogłem zasnąć. popatrzyłem na zegarek - dochodziła 2 w nocy, a niall i ten drugi nadal nie wrócili. martwiłem się jak cholera. niall po wypiciu miał różne dziwne pomysły. na przykład seks ze mną. nagle usłyszałem głośny trzask na dole. szybko wstałem i zbiegłem po schodach. 
- boże, co wy robicie?! - krzyknąłem, a blondyn i sean leżeli na podłodze, schlani i śmiejący się do rozpuku. 
- co się stało? - po schodach zaczął schodzić zaspany louis - usłyszałem huk. 
- nasi chłopcy trochę zabalowali - prychnąłem, patrząc na dwóch idiotów, śmiejących się w najlepsze. 
- to chyba musimy ich jakoś dostarczyć do pokoi - lou podrapał się w głowę. 
- no, tylko jak? i gdzie śpi sean? - zapytałem. 
- nie wiem... może seana dajmy do pokoju nialla, a niall... może spać u ciebie? 
- no dobra. to chodź, musimy im pomóc, bo sami nie dojdą. 
złapałem nialla za ręce i pomogłem mu wstać. on oplótł mnie ramieniem i zaczął stawiać niepewne kroki. byłem na niego wściekły. po co się tak schlał? zaniosłem go do mojego pokoju i rzuciłem na łóżku. 
- leż tu, zaraz wrócę - powiedziałem, wychodząc. musiałem sprawdzić, jak poszło louisowi. 
- hej, jak ci poszło? - zapytał chłopak, zamykając drzwi do pokoju blondyna. 
- misja wykonana. a u ciebie? 
- ledwo rzuciłem go na łóżko, a już spał - lou zachichotał - a teraz przepraszam, ale muszę udać się zrobić to samo. 
- okej, dzięki za pomoc. słodkich snów! - szepnąłem, wchodząc do swojego pokoju. 
- ładne masz meble - powiedział niall, trzymając sie mojej komody. 
- niall, idioto, widziałeś je już milion razy.
- tak, ale na serio są ładne. podobają mi się. 
- mhm, to fajnie. kładź się już. 
- ale... nie mam piżamy, jak mam spać? - zapytał, patrząc mi w oczy tak, że aż ugięły mi się kolana. 
- to śpij w samych bokserkach. 
blondyn siadł na łóżku i próbował zdjąć spodnie, co nie szło mu zbyt dobrze. westchnąłem. 
- boże, człowieku, nawet rozebrać się nie potrafisz - rzuciłem, schylając się i ciągnąc za nogawkę jego rurek. 
- jesteś kochany, wiesz? - powiedział, uśmiechając się, gdy uporałem się z jego spodniami. koszulkę jakimś cudem zdjął sam. 
- tak, wiem, wiem, ale teraz idź już spać. 
- ale, liam, czekaj, muszę ci coś powiedzieć - powiedział poważnie niall, wstając i opierając dłonie na moich ramionach - kocham cię. na serio. bardzo cię kocham. 
po tych słowach pocałował mnie. oddałem pocałunek i westchnąłem, odrywając się od niego. 
- dobrze, ale teraz idź spać, proszę - powiedziałem, kładąc go do łóżka i przykrywając. 
- a będziesz spał koło mnie?
- tak, będę - położyłem się koło niego i podparłem ręką. niall przytulił mnie i pocałował w policzek. 
- dobranoc, liam - powiedział, prawie juz śpiąc. 
- dobranoc, niall - szepnąłem, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą miało miejsce. podobno ludzie po pijaku mówią to, czego nie odważyliby się na trzeźwo...


*Niall*


obudziłem się z niewiarygodnym bólem głowy. po otworzeniu oczu zorientowałem się, że nie jestem w swoim pokoju, tylko... liama. zerwałem się z łóżka. 
- boże, niall, co się stało? - zapytał zaskoczony liam, który siedział po drugiej stronie łóżka, siedząc na swoim laptopie. 
- co ja tu robię? - przerażony wlepiłem w niego wzrok.
- na serio nic nie pamiętasz? nic a nic?
- nie... o mój boże, czy ja, to znaczy czy my?... - liam wybuchnął śmiechem, a ja patrzyłem na  niego niecierpliwie wyczekując odpowiedzi. 
- nie, niall, wróciłeś schlany z seanem do domu i przenieśliśmy go z lou do twojego pokoju, więc ty wylądowałeś tutaj. 
- aha. to dzięki - odetchnąłęm z ulgą. nic nie zrobiłem, dzięki ci boże. 
- czyli nic nie pamiętasz... - westchnął liam, bardziej do siebie niż do mnie i wlepił wzrok w ścianę. 
- czemu cały czas to powtarzasz? liam? 
- co? eee... bo zastanawiam się, jakim cudem doszliście tu o własnych siłach - powiedział wyrwany z zamyśleń. spojrzałem na niego, po czym założyłem spodnie i zszedłem na dół po jakąś wodę do picia. i coś do jedzenia. 


______________________________________________________


chyba nie jest taki zły. jaram się liczbą wyświetleń strony, ponad tysiąc O: 
wiem, wiem, dla was to pewnie mało, ale dla mnie to ogromny sukces. 
jeśli możecie, to proszę, skomentujcie (: xx

środa, 11 kwietnia 2012

Rozdział III


*liam*

- właściwie, to co u ciebie słychać? dawno nie rozmawialiśmy - zapytał niall. siedzieliśmy od dobrych 40 minut na ławce, nie mając najmniejszego zamiaru się stąd ruszać.
- nie wiem, chyba dobrze, ale tęskniłem za tobą, pączusiu - zaśmiałem się, opierając głowę na jego ramieniu - a u ciebie?
- tak samo chyba, tylko... zjadłbym coś.
wybuchnęliśmy śmiechem.
- czemu ty zawsze myślisz tylko o jedzeniu? - zapytałem, ledwo opanowując śmiech.
- nie wiem, a o czym miałbym myśleć?
- na przykład... o mnie! - krzyknąłem, robiąc smutną minkę.
- haha, nie martw się, o tobie myślę nawet częściej.
- chodź, żarłoku, robi się zimno, chcę wracać do domu.
- dobrze, tylko powiem chłopakom, że wracamy.
w czasie gdy nialler poszedł do chłopaków, ja złapałem taksówkę. po powrocie niall od razu rzucił się na lodówkę.

*niall*

- chcesz coś do jedzenia? - zapytałem liama, wyjmując dżem z szafki.
- nie, dzięki, popatrzę jak ty wcinasz pół naszych zapasów - parsknął chłopak. zmierzyłem go wzrokiem.
- ja po prostu mam apetyt.
- tak, apetyt trzech dorosłych ludzi.
- heej! - nie wytrzymałem i rzuciłem się na niego, zaczynając go łaskotać. tarzaliśmy się po całej kuchni. nareszcie było jak dawniej. liam siadł na moim brzuchu i z triumfem zapytał:
- co teraz, panie zjem-cały-świat?
- wygrałeś, wygrałeś, a teraz już mnie puść, poddaję się - odopowiedziałem, śmiejąc się wniebogłosy.
- nie, nie zamierzam. jesteś całkiem wygodny - oznajmił chłopak, wystawiając język. ostatecznie udało mi się przenieść do pozycji siedzącej, tak, że teraz liam siedział na moich kolanach. byliśmy za blisko. poczułem niesamowitą ochotę pocałowania go, jednak szybko zrzuciłem go z kolan i śmiejąc się zacząłem robić kanapki. nie mogę poraz kolejny nadużyć naszej bliskiej przyjaźni. czasami aż za bliskiej.

*liam*

- już idzie! tam jest, już wychodzi! - krzyczał niall ciesząc się jak dziecko - sean, tutaj!
chłopak uśmiechnął się i ciągnąc za sobą walizkę podszedł do nas.
- niall, chłopie! kopę lat! - powiedział, przytulając się z blondynem, a mnie z nieznanych powodów zakuło coś w brzuchu.  ruszyliśmy do wyjścia z lotniska. po drodze zaledwie pare dzieczyn poprosiło nas o autograf, dzięki bogu, bo było z nami tylko 2 ochroniarzy.
- to co tam u ciebie słychać? - zapytał nialler, uśmiechając się szeroko.
- nic, wszystko po staremu, ale koleś, mówię ci, bez ciebie w mullingar jest zajebiście nudno.
sean i niall rozmawiali przez całą drogę do domu, a gdy tylko wróciliśmy po paru minutach poszli do pokoju nialla. ja usiadłem koło zayna i harrego, którzy oglądali jakąś marną komedię.
- sean jest jakiś dziwny - powiedziałem do chłopaków.
- czemu?  - zdziwił się harry -  ja tam go lubię.
- nie wiem, coś mi w nim nie pasuje, nie wiem czemu.
- pff, tatuś liam jest zazdrosny o niallaaa - rzucił zayn, a potem razem z loczkiem wybuchnęli śmiechem.
- nie jestem o niego zazdrosny, idioci. niby czemu miałbym być? - poczułem jak się rumienię. czemu? przecież to tylko przyjaciel niallera, taki jak ja. no, może nie dokładnie taki.
- bo jesteście jak ja i lou, tylko, że to wy - powiedział opanowując śmiech harry. prychnąłem i poszedłem zrobić sobie gorącą czekoladę.

_____________________________________________________

wrr. nie mam weny, nie podoba mi się rozdział, kapa jak nie wiem -.-
przepraszam, no i przy okazji dziękuję za tyle wyświetleń, jak dla mnie to serio dużo (:

niedziela, 1 kwietnia 2012

Rozdział II



*niall*

siedzieliśmy w naszym busie, żartując i śmiejąc się w niebogłosy. tylko liam był taki... zamyślony. nie wiem, czy tylko mnie się tak wydaje, ale ostatnio jest taki nieobecny. i to chyba przez to, co zrobiliśmy... czuję się strasznie winny. i boję się, że on przeczuwa, że jestem gejem. staram się nauczyć używać tego wyrażenia, przynajmniej w myślach. dlatego muszę się pilnować, nie dotykać go, ani nic, żeby nie zrozumiał, kim jestem.
- dobra chłopaki, wysiadajcie - powiedział paul, odwracając się do nas - i spróbujcie się trochę uspokoić.
- tak jest, mój najulubieńszy menagerze - powiedział lou, uśmiechając się szeroko.
weszliśmy do wielkiej willi, w której miała odbywać się sesja. no i się zaczęło.. te głupie makijaże, pudry, zdjęcia, wygłupy, jeszcze raz zdjęcia... wszystko świetnie, dopóki fotograf, rahul, nie ogłosił swojej kolejnej "wizji".
- no to teraz tak: harry i louis stajecie przy ścianie i przytulacie się, zayn stoi za wami z lusterkiem, a liam z niall stajecie tutaj, a niall przytula cię od tyłu. szybko, nie mamy całego dnia - koleś był wyraźnie w gorącej wodzie kąpany.
spojrzeliśmy na siebie z liamem nie pewnie.
- ale czy mu... - liam zaczął, lecz rahul popchnął mnie i jego w ustalone miejsce.
- dalej chłopcy, robiliście to już miliony razy.
nie mieliśmy wyboru. przytuliłem liama od tyłu, starając skupić się na pozowaniu. nie wychodziło mi. przytulanie jego było takie... cudowne, po prostu cudowne. mógłbym to robić cały dzień.
- dobra, teraz przenosimy się na dwór - ogłosił fotograf, a ja szybko puściłem liama i poszedłem za chłopakami.

*liam*

nie rozumiem nialla. czemu tak bardzo przeszkadzało mu dotykanie mnie? wcześniej robiliśmy to mnóstwo razy. rozumiem, że może to trochę niezręczne po ostatnich wydarzeniach, ale do cholery, to tylko głupia sesja! byłem zirytowany.  gdy po obiedzie rozeszliśmy się do swoich pokoi, postanowiłem porozmawiać z blondynem. wziąłem głęboki wdech i zapukałem do jego drzwi.
- niall, mogę? - zapytałem cicho. chłopak właśnie leżał na łóżku. zdzwiony przytaknął głową - chciałem porozmawiać.
- o czym? - zapytał, bawiąc się sznurkami od swojej bluzy.
- bo.. po tym, co stało się ostatnio, nie zachowujesz, a właściwie nie zachowujemy się normalnie. chciałem się właściwie zapytać, dlaczego?
- a sądzisz, że to co zrobiliśmy, było normalne? - spytał, wlepiając wzrok w ścianę. na chwilę zapadła cisza.
- nie, ale... powinniśmy o tym zapomnieć. to było...
- zapomnieć? czy ty siebie słyszysz? jakie to było? głupie? nieodpowiedzialne? - przerwał nialler, podnosząc głos trochę za bardzo.
- niall, o co ci chodzi? czemu nagle wybuchasz, jakby to była moja wina? - prychnąłem, dając się ponieść emocjom.
- no, a może moja, co? może pieprzyłem cię wbrew woli, co? może to był gwałt?! - tymrazem blondyn wręcz krzyknął.
- zamknij się - syknąłem, przykrywając jego usta - chcesz, żeby wszyscy się dowiedzieli?
niall odepchnął moją rękę i podszedł do okna.
- chcę tylko powiedzieć, że może nie warto przez to psuć naszej przyjaźni i zespołu - powiedziałem, patrząc na niego.
- pewnie masz rację. w końcu ty jesteś tym mądrym - odpowiedział, uśmiechając się smutnie.
- chłopaki, idziecie z nami do klubu? - zapytał zayn, wparowując do pokoju.
- tylko wezmę szybki prysznic - odparłem obojętnie, wychodząc.

*niall*

- poproszę whiskey z lodem - powiedziałem do barmana, siadając przy barze. czemu tak wybuchnąłem na liama? czułem się winny. on chciał się po prostu pogodzić, a ja nawrzeszczałem na niego jak idiota. wypiłem łyka mojej whiskey i rozjerzałem się wokół siebie. loczek i louis śmiali się razem z jakąś blondyną, pijąc drinki, gdzieś na parkiecie mignął mi zayn tańczący z jakąś rudą laską, a liam... siedział sam przy jednym ze stolików, pijąc szampana, tak mi się wydaje. spojrzałem na niego smutno.  chciałbym go teraz przytulić. po paru kolejnych szklankach mojego procentowego napoju, nabrałem trochę odwagi i  postanowiłem posiedzieć razem z nim.
- hej, mogę? - zapytałem, przekrzykując muzykę. w odpowiedzi dostałem ledwo widoczne przytaknięcie głową - chciałem cię przeprosić, nie powinienem tak na ciebie wrzeszczeć.
- co?! - krzyknął mi do ucha liam, nierozumiejąc mojego poprzedniego zdania.
- możemy na chwilę wyjść? - odpowiedziałem na tyle głośno, by zrozumiał.
 ruszyliśmy do wyjścia. niedaleko klubu był mały park. usiedliśmy na jednej z ławek.
- chciałem cię przeprosić, za to że tak na ciebie nawrzeszczałem - powiedziałem, wzychając.
- ja też przepraszam. nie chciałem zwalić winy na ciebie. oboje to zrobiliśmy - powiedział liam, który też był już trochę wstawiony. uśmiechnęliśmy się do siebie.

_________________________________________________________________

no, to mamy dwójkę, tak na prima aprilis. generalnie chyba jest nawet niezła.
jeny, nawet nie wiecie, jak się cieszę, że mam prawie 120 wyświetleń.
szczerze nie spodziewałam się, że moje bzdury będą czytały więcej niż 3 osoby :D
jeśli możecie, komentujcie, plz.
xoxo


niedziela, 25 marca 2012

Rozdział I


*Liam*

miałem dziwny sen. byliśmy na imprezie z chłopakami, no i... jakoś tak wyszło, że chłopcy poszli tańczyć, a my z niallem zostaliśmy sami i... pocałowaliśmy się, no i chyba mi się podobało. a potem zerwaliśmy się do naszego domu i wtedy... kochaliśmy się. o boże. to też mi się podobało. co się dzieje? z rozmyślań wyrwał mnie mój nos, który dotknął... chyba czyjegoś ciała. o słodki jezu... plecy niallera! zerwałem się z łóżka, razem z blondynem, który chyba sam nie wiedział, czy bardziej jest przerażony, czy zaskoczony. przez parę sekund, które wydawały się latami, patrzyliśmy na siebie, stojąc w samych bokserkach i nie potrafiliśmy się ruszyć. w końcu przerwałem ciszę:
- czy my...? - szepnąłem, chociaż doskonale znałem odpowiedź.
- tak - powiedział niall, chrząkając, po czym wyszedł z pokoju.
siadłem na końcu łóżka i schowałem ręce w dłoniach. nie wiedziałem co zrobić. to było okropne, ale jeszcze straszniejsze było to, że... podobało mi się. to co się stało, podobało mi się. było... inne. podniosłem głowę, a po policzkach spłynęło mi parę łez. powoli wciągnąłem na siebie spodnie, resztę ciuchów wziąłem do ręki i poszedłem do siebie. spojrzałem na zegarek - wskazywał dopiero 9, więc chłopcy pewnie jeszcze śpią, szczególnie po tak ostrej imprezie. walnąłem się na łóżko i próbowałem skupić myśli na czymś innym. niestety, cały czas wracałem do dzisiejszej nocy... po jakimś czasie poczułem, że chcę mi się spać, lecz gdy tylko zamknąłem oczy, usłyszałem louisa, który wydarł się, jakby miał płuca nas wszystkich, że śniadanie czeka. nie miałem wyboru, musiałem iść. narzuciłem na siebie jakiś t-shirt i wyszedłem z pokoju. przed nosem przebiegli mi zayn i harry.
- idź po nialla, bo pewnie jeszcze śpi - rzucił do mnie zayn.
- ale... - nie zdążyłem dokończyć, a oni już zbiegali po schodach.
westchnąłem ciężko, zapukałem do jego pokoju i uchyliłem drzwi...

*Niall*

pakowałem już drugą walizkę, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. podniosłem wzrok. to był liam. szybko spuściłem głowę i poczułem, że zrobiłem się cały czerwony.
- co... co ty robisz? - zapytał zszkowany chłopak.
- wyjeżdżam - mruknąłem, zaczynając wrzucać kolejne koszulki do torby.
- chyba sobie jaja robisz - parsknął, łapiąc mnie za rękę. wyrwałem się, nie mogłem... nie potrafiłem go dotykać po tym wszystkim.
- nic nie rozumiesz... ja... - zacząłem niepewnie.
- niall... nic się nie stało - przerwał na chwilę, biorąc wdech - byliśmy pijani... tak wyszło. nie możesz nas zostawić, proszę, zapomnijmy o tym wszystkim, dobrze?
- no.. dobrze. - powiedziałem, a właściwie wyszeptałem.
- to... rozpakuj się szybko i schodź na dół, lou zrobił śniadanie - liam uśmiechnął się tak, jakby nic się nie stało.
- okej... zaraz zejdę.
liam wyszedł z pokoju, a ja przez dobre parę chwil nadal stałem w miejscu. bo cały problem w tym, że stało się za dużo... i tu nie chodziło o to, że byłem pijany, bo w gruncie rzeczy nie byłem aż tak bardzo. problem w tym, że zawsze chciałem to zrobić, że nie potrafię o tym zapomnieć i szczerze mówiąc, nawet nie chcę.

*Liam*

- zayn, pospiesz się, za 15 minut musimy wychodzić - krzyknął niall, waląc w drzwi łazienki.
- jeszcze chwila, zaraz wyjdę! - odkrzyknął głoz zza drzwi.
uśmiechnąłem się do siebie, pijąc poranną herbatę. za pół godziny mieliśmy mieć sesję dla jednej z gazet. wszyscy byli gotowi, bo weszli przed zaynem... wszyscy, poza blondynem. był zbyt zajęty pochłanianiem śniadania, by martwić się higieną. teraz, stojąc w pidżamie parenaście minut przed wyjściem, chyba żałował. zrobiło mi się go szkoda. wyglądał strasznie słodko, gdy się denerwował. wróciłem myślami do nocy sprzed dwóch tygodni. między nami nie jest już tak, jak kiedyś. nie rozmawiamy już tak dużo, a kiedy tylko dotkniemy się choćby końcem palca, odsuwamy się jak oparzeni. ja robię to, żeby niall nie czuł się niezręcznie, a on... nie wiem czemu. może on żałuje, że wtedy tak wyszło. ja w każdym razie nie. i to mnie dziwi, bardzo dziwi. nadal twierdzę, że to było świetne. i tu pojawia się pytanie - czy ja zwariowałem? przecież my jesteśmy tylko przyjaciółmi. TYLKO. przecież dopiero co rozstałem się z danielle, którą naprawdę kochałem.  ale.. jak to wytłumaczyć?
- liam, halo, ziemia do liama - z rozmyślań wyrwała mnie ręka harrego, która latała przed moim nosem - jesteś już gotowy?
- mhm, tak, już, tylko założę buty - wymamrotałem odkładając pusty kubek.

_________________________________

chyba nawet mi wyszedł , za wszystkie ewentualne błędy z góry przepraszam (:

czwartek, 22 marca 2012

Prolog

*Niall*
obudziłem się ze strasznym bólem głowy. chciałem już otworzyć oczy, gdy nagle w mojej głowie pojawił się przerażający obraz. nie, to nie był obraz, to było wspomnienie. o mój boże. naprawdę to zrobiłem. o nie. NIE. wszystko spieprzyłem, jezu. po dzisiejszej nocy już nic nie będzie takie jak wcześniej. chociaż może... może to był tylko realistyczny sen? może tylko wydawało mi się, że to zrobiliśmy? w takim razie to był piękny sen. kolejny zresztą. muszę jakoś przestać o tym myśleć. w sumie... to nie mogło się zdarzyć. tylko ja jestem "inny" w naszej grupie. nikt o tym nie wie. nie mogą się dowiedzieć... nie spojrzałbym im więcej w oczy. nie potrafiłbym. przecież oni by mnie znienawidzili, a przynajmniej czuliby obrzydzenie. sam je czuję, jak za długo o tym myślę... już właściwie uwierzyłem, że to zdarzyło się tylko w mojej wyobraźni, gdy poczułem czyjś oddech na plecach. czyli jednak. no to mogę zacząć się już pakować.

______________________________________________________

prolog krótki i trochę mi się nie podoba, ale cóż.
+ nie dodawałam bohaterów, ponieważ jeżeli ktoś będzie to czytał to doskonale wie, kim są chłopcy, jak mniemam :D